Nelusia |
Wysłany: Nie 21:27, 08 Paź 2006 Temat postu: Va pensiero <całość> |
|
Tekst konkursowy z aurora. Ludziom chyba o co innego chodziło.
Tekst historyczny i romansowy. Słitaśny, ale chciałam taki, to mam.
Szak mówi, że w moim stylu. Jakim?
Miłej lektury!
Va pensiero
Kropla miłości znaczy więcej niż ocean rozumu
B. Pascal
Pogoda za oknem nie zachęcała do tego, żeby wyjść z domu. Było zimno, wietrznie i siąpił drobny deszczyk. Marzec w Mediolanie zdecydowanie nie należał do przyjemnych miesięcy i Allegra tęskniła za latem.
Dziewczyna wsunęła we włosy wsuwkę z małymi brylancikami i zarzuciła na ramiona czarną narzutkę. Z jednej strony nie chciało jej się wychodzić z domu, gdzie ogień przyjemnie trzaskał w kominku, a młodszy brat znowu eksperymentował z zaklęciami, a z drugiej wiedziała, że musi wyjść, bo zdobyła bilet na nową operę, której premiera miała się odbyć za dwie godziny w La Scali.
Rodzice nie rozumieli jej fascynacji tymi śpiewami, ale pozwolili pójść córce na ‘Nabucco’ pod warunkiem, że wróci zaraz po skończeniu spektaklu i nie będzie sama chodzić po mugolskim Mediolanie.
Dziewczyna wzięła parasolkę ze stolika i zeszła na dół. Zdawała sobie sprawę z tego, że rodzice się o nią martwią, zwłaszcza, że w mieście cały czas można było spotkać żołnierzy austriackich, którzy od Kongresu Wiedeńskiego okupywali Mediolan i inne północnowłoskie miasta.
Allegra była czarownicą, ale marzyła o tym, by Włochy wreszcie były jednym państwem, a nie szeregiem małych państewek, księstewek, które są nieudolnie rządzone przez obcą władzę.
Otworzyła drzwi i zeszła po schodach, unosząc suknię, żeby nie zmoczyć sobie dołu.
Jednak było to nieuniknione, bo zaczynało padać coraz mocniej.
Rozłożyła parasolkę i pobiegła w kierunku La Scali.
~*~
Państwo Mancini, rodzice Allegry, byli czarodziejami i nie rozumieli tego, że córka tak chętnie przebywa w towarzystwie mugoli, zwłaszcza od czerwca ubiegłego roku, kiedy skończyła szkołę i na stałe wróciła do domu.
Matka martwiła się tym, że córka nie ma na oku żadnego potencjalnego kandydata na męża. Ani nawet cienia nadziei na takiego kandydata.
W czasach, w których większości dziewcząt z szanujących się magicznych rodzin narzeczonych wybierali rodzice w asyście reszty familii, Allegra jeszcze w szkole sama przebierała w chłopakach, ale żaden z nich jej nie odpowiadał. Albo byli zbyt dumni, albo nie traktowali jej tak, jak tego pragnęła, albo zwyczajnie ją nudzili.
A ona potrzebowała kogoś z kim mogłaby się pośmiać i poważnie porozmawiać, kogoś odpowiedzialnego, ale nie śmiertelnie poważnego, kogoś kto byłby dobrym mężem dla niej i ojcem dla jej dzieci.
Nie spotkała jeszcze takiego człowieka, ale nie traciła nadziei, że kiedyś go pozna.
Allegra zawsze wierzyła, że kiedyś będzie lepiej.
~*~
Alessio Vidotti, który nie znał Allegry, był jej zupełnym przeciwieństwem. Nie wierzył ani w dobro ludzkie, ani w lepszą przyszłość.
Pracował w jednym z mediolańskich banków i nie w głowie były mu romantyczne spotkania, zwłaszcza, że nie dawno rozstał się z narzeczoną. Już był pewien, że to ta, a okazało się, że dziewczyna poznała jakiegoś austriackiego żołnierza i oświadczyła, że chce być z nim.
Alessio nigdy przedtem nie czuł się tak, jak w tamtej chwili.
Odechciało mu się spotkań, pomimo tego, że rodzina namawiała go, by w końcu się ustatkował.
Po rozstaniu rzucił się w wir pracy, by zapomnieć o byłej narzeczonej. Większość czasu spędzał w banku, a wolne chwile przeznaczał na zapoznawanie się z ideami Giuseppe Mazziniego, którego niektórzy z mieszkańców Włoch ochrzcili już mianem „ojca Ojczyzny”.
Oczywiście Alessio nie mógł pójść w ślady Mazziniego, ale jego poglądy były mu bliskie.
Spojrzał na zegarek, musiał wyjść z domu. Matce udało się kupić dla niego bilet na operę i choć nie przepadał za muzyką, postanowił pójść na ‘Nabucco’. Sprawdził, czy ma bilet, założył płaszcz i wyszedł na deszczową ulicę.
~*~
Allegra siedziała w loży, na fotelu obitym czerwonym aksamitem; lubiła spoglądać na scenę z wysoka. Podniosła lornetkę do oczu i przyjrzała się uważnie temu, co się działo na dole.
Tego dnia w La Scali było mnóstwo osób, słyszała nawet, że na premierze jest obecny twórca opery, ale i tak nie wiedziała jak wygląda, i poza tym ciężko byłoby go dostrzec w takim tłumie.
Orkiestra grała, śpiewaczka grająca rolę Abigail właśnie wyśpiewywała swoją część tekstu, a Allegra czuła, że jest w swoim żywiole. Kochała śpiew i była w stanie zapamiętać większość usłyszanych melodii. Wiedziała, że po wyjściu z sali, będzie nucić arie z ‘Nabucco’.
Na razie poprawiła suknię, usiadła wygodnie w fotelu i wsłuchała się w tekst opery.
Zdawała sobie sprawę z tego, że przedstawienie losów Żydów w czasie niewoli babilońskiej jest odniesieniem do sytuacji, jaka panuje obecnie we Włoszech. I miała niemiłe wrażenie, że wojska austriackie zabronią wystawiać operę, zwłaszcza, że ze swojego miejsca widziała, co się działo na widowni.
Ludzie byli rozemocjonowani, tak jakby muzyka podnosiła ich na duchu i dodawała skrzydeł.
Wiedziała, że chór niewolników żydowskich śpiewających ‘Va, pensiero, sull'ali dorate’* to tak naprawdę mieszkańcy Italii, który mają już dosyć obcych na swoim terenie.
Zaczarowana melodią, przeniosła wzrok na widownię i wtedy dostrzegła Alessia. A raczej, dostrzegła tylko jego plecy w ciemnym garniturze. Ze swojego miejsca nie widziała go zbyt dokładnie i nie mogła spojrzeć na jego twarz, ale czuła, że coś go martwi.
Planowała, w jaki sposób podejdzie do niego i rozpocznie rozmowę, a było to niespotykane, a wręcz tępione u młodych panienek, ale dziewczynę coś popychało w stronę tamtego mężczyzny.
Pochłonięta rozmyślaniem, dopiero po paru chwilach zauważyła, że w sali rozległy się gromkie oklaski. Mieszkańcy Mediolanu byli oczarowani nową operą.
Sukces ‘Nabucco’ stał się faktem.
~*~
Alessio, chyba jako ostatni z tych, którzy przyszli na premierę, odebrał płaszcz z szatni i szedł w stronę wyjścia z La Scali. On również pomimo nastroju, w którym był, dostrzegł piękno melodii i przesłania tekstów opery .
Już wychodził, gdy ktoś stanął w drzwiach i zagrodził mu drogę.
- Przepraszam panią bardzo – odezwał się. – Chciałbym wyjść.
- Proszę bardzo – powiedziała Allegra i odwróciła się w jego stronę.
Pierwszą rzeczą, jaka zdziwiła Alessia, kiedy na nią spojrzał, był bez wątpienia jej młody wiek. Drugą był fakt, że przyszła do opery sama, a takie coś było zupełnie niespotykane. Jej suknia również różniła się od tych wytwornych toalet mediolańskich arystokratek. Ciemnośliwkowa jedwabna suknia z falbanami u dołu i czarną różą przypiętą przy dekolcie, dodawała jej aury tajemniczości. I jej fryzura – długie, rozpuszczone ciemne loki, z powpinanymi brylantowymi spinkami także sprawiała, że dziewczyna odróżniała się od tych, które Alessio dotychczas spotykał.
Nie znał jej i w pierwszej chwili nawet nie chciał nawiązywać bliższej znajomości, ale postanowił rozpocząć rozmowę.
- Jak się pani podobała opera? – zapytał. – Ja nie przepadam za muzyką, ale to było piękne. I wyraźnie widać nawiązania do idei Mazziniego.
- Po pierwsze nie jestem żadną panią. Mam na imię Allegra i tak proszę się do mnie zwracać – powiedziała. Bezpośredniość dziewczyny trochę zaskoczyła Alessia, ale nie dał tego po sobie poznać. – Ja z kolei bardzo lubię muzykę, a operę w szczególności, więc przyszłam tu z przyjemnością. Widzę, że interesuje się pan polityką, ja również próbuję, ale rodzice... – urwała i złapała się za usta. Nie może na razie zdradzić, że jest czarownicą, na wszystko przyjdzie pora.
Jeśli przyjdzie.
- Czy coś się stało? – zapytał. Nie wiedziała, czy dobrze myśli, ale wydawało się, że usłyszała cień troski w jego głosie.
Dziwne. Przecież nawet jej nie znał.
- Nie, nic.
- Jest pani za bardzo przygaszona. Może odprowadzić panią do domu?
- Mam na imię Allegra – przypomniała mu. – I może przejdziemy na ty? Po co mamy się tytułować tymi panami i paniami?
- Skoro pani... skoro nalegasz – poprawił się. – Jestem Alessio.
~*~
Czuła, że dzieje się z nią coś dziwnego, kiedy szła przez Mediolan z Alessiem. Przypomniała sobie słowa rodziców – ‘Nie chodź sama po mugolskim Mediolanie i po skończeniu opery wracaj prosto do domu’.
Wracała do domu, co prawda nie prosto, bo wybrała dłuższą drogę, i nie szła sama.
Właśnie robiła coś znacznie gorszego. Szła przez miasto w towarzystwie mężczyzny, który był jej obcy, ale wcale nie czuła strachu.
Prawdę mówiąc nie czułaby go nawet wtedy, gdyby się okazało, że Alessio to szpieg wystawiony przez Austriaków. Coś jej mówiło, że jest rodowitym Włochem, tak samo jak ona.
Niewiele rozmawiali podczas spaceru, głównie ze względu na obecność żołnierzy na ulicach, ale milczenie wcale nie przeszkadzało dziewczynie.
Pierwszy raz w życiu nie korzystała ze swojego daru przemowy, czy raczej gadulstwa i wcale jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, podziwiała swoje miasto nocą i nuciła pod nosem arie z ‘Nabucco’.
Była spokojna i lekko rozmarzona. Nigdy nie była w takim stanie. W towarzystwie poprzednich chłopców, mimo że znała ich znacznie dłużej, czuła się osaczona, albo znudzona.
Wiedziała, że jej samopoczucie w obecnej chwili musi oznaczać tylko jedno.
- To będzie on – pomyślała. – On i nikt inny, a jeśli nie, to niech mnie Drętwota trzaśnie.
Spojrzała na zachmurzone niebo, jakby tam szukała potwierdzenia swoich słów.
- Mieszkam niedaleko – powiedziała głośno, przerywając ciszę, panującą wśród nich. – Dalej pójdę sama. Dziękuję za odprowadzenie.
- Na pewno nie chcesz, żebym poszedł z tobą dalej? – spytał. – Ta okolica nie wygląda na bezpieczną.
- Ta okolica jest bardzo bezpieczna.
- Czy kiedyś jeszcze powtórzymy ten spacer?
- Z La Scali tutaj? – upewniła się. – Być może – dodała tajemniczo. – Dobranoc.
- Dobranoc.
Alessio stał, obserwując, jak dziewczyna znika w ciemnej uliczce.
Odwrócił się i poszedł przed siebie.
~*~
Wrócił do domu, zdjął płaszcz i buty i zrobił sobie herbaty. Matka już spała, tym lepiej dla niego. Mógł posiedzieć w ciszy i przypomnieć sobie operę.
Nie lubił muzyki, ale ‘Nabbuco’ przypadło mu do gustu, pewnie dlatego, że tak naprawdę przedstawiało losy jego rodaków.
No i ta dziewczyna, Allegra. Nie znał jej, ale przeczuwał, że musi się różnić od innych. O tych różnicach świadczył chociażby fakt, że przyszła do opery sama, na co rodzice innych mediolańskich dziewcząt nigdy by nie pozwolili.
Podczas spaceru prawie ze sobą nie rozmawiali; nie znał nawet jej nazwiska, ani nie wiedział, gdzie mieszka. Nie pozwoliła odprowadzić się pod drzwi domu.
Alessio miał niemiłe przeczucia, że Allegra coś przed nim ukrywa. Była za bardzo milcząca i tajemnicza.
A może tylko udawała?
Niewiadomo.
Otworzył okno, wiatr poruszył firanką, i spojrzał na ciemną ulicę. Było cicho i spokojnie, a raczej byłoby cicho, gdyby nie przeraźliwe miauczenie jakiegoś kota.
Alessio spostrzegł się, że cały czas myśli o tej dziewczynie. Dziewczynie, której nie zna i której być może nigdy więcej nie spotka.
Tak chyba będzie lepiej, nie chciał angażować się w żadne związki.
Podszedł do stolika, wziął z niego gazetę i zaczął czytać.
Lepiej zająć się tym, co się dzieje w ojczyźnie i tam w Wiedniu, u tych Austriaków, niż rozmyślaniem o Allegrze.
Wierzył, i niesłusznie, że więcej jej nie zobaczy.
~*~
Od ich spotkania minęło już kilka miesięcy. Nadeszło lato, powietrze wypełniał zapach kwitnących magnolii, a Allegra planowała wakacyjną wyprawę nad jezioro.
Ludność Mediolanu nie zaprzestała manifestacji i zgodnie z tym, co Allegra przeczuła już w marcu, Austriacy zamierzali zdjąć ‘Nabucco’ z repertuaru La Scali.
Ona nie musiała go oglądać drugi raz, jeden wystarczył. I tak znała prawie cały tekst libretta na pamięć.
Przechodziła właśnie obok katedry Duomo, kiedy zauważyła, że z bocznej uliczki wychodzi tłum, żądający przywrócenia prawowitej władzy w północnych Włoszech.
Ona też mogłaby się przyłączyć, ale większość w tym tłumie stanowili mężczyźni, bo kobiety, nawet jeśli interesowały się polityką, raczej mówiły o tym w zaciszu swoich mieszkań i nie wychodziły demonstrować na ulice.
Stanęła na schodach przed katedrą i dostrzegła w tłumie Alessia.
Niewiarygodne.
Nigdy by nie przypuszczała, że on może brać udział w takiej manifestacji. Fakt faktem, że niewiele o nim wiedziała, ale wyglądał raczej na spokojnego intelektualistę niż na kogoś, komu w głowie rewolucyjne poglądy.
Przypomniała sobie, że Alessio popierał idee Mazziniego. A przynajmniej tak twierdził w marcu.
Na placu przed katedrą oprócz tłumów zaczęło się również gromadzić wojsko austriackie. Allegra marzyła o tym, żeby czasy okupacji wreszcie się skończyły i żeby Mediolan znów należał do Włoch. Bo póki co był pod panowaniem Austrii, i o ile wśród mugoli nikogo nie dziwiły małżeństwa włosko austriackie, tak wśród magicznej społeczności Mediolanu takie coś było nie do pomyślenia.
Wiedziała, że ojciec prędzej zgodziłby się na jej małżeństwo z włoskim mugolem niż z czarodziejem austriackim.
Tłum był rozgorączkowany i Allegrze wcale się to nie podobało. Wiedziała, że trzeba walczyć o swoje prawa, i jednocześnie przeczuwała, że takie manifestacje nie spodobają się żołnierzom austriackim.
I nie pomyliła się, bo wojsko zaczęło rozpędzać demonstrantów. Część z nich opuściła plac bardzo szybko, ale po ich twarzach było widać, że na tym na pewno nie skończą swojej walki o wolność.
Allegra chętnie by się do nich przyłączyła, ale chyba nie wypadało jej jako młodej panience... Uśmiechnęła się, w końcu w marcu sama poszła do opery i nikogo to nie zbulwersowało, ani tych mediolańskich arystokratek, ani tego pana, który sprawdzał bilety.
Nie wiedziała tylko, że jej postawa trochę zdziwiła Alessia, ale o tym wiedzieć nie mogła.
Dziewczyna zauważyła, że Alessio jest wśród tych ludzi, którzy zostali na placu i że jest jednym z tych, którzy krzyczą najgłośniej.
Robiło się coraz bardziej gorąco, czuła na twarzy ciepłe promienie słońca, a na plecach chłodny powiew, dochodzący zza otwartych drzwi katedry.
W kościele właśnie odbywała się msza pogrzebowa i, odwróciwszy się do tyłu, widziała z daleka żałobników i czyjeś zwłoki przykryte ciemnym całunem.
Postanowiła wejść do środka.
Nie bała się żołnierzy, ale nie przepadała za nimi i nie chciała mieć z nimi do czynienia.
Niewiadomo czemu nagle zrobiło się cicho; Allegra nie słyszała ani manifestantów, ani żołnierzy, chociaż stała w przedsionku katedry.
Coś jej mówiło, że za chwilę stanie się coś nieprzyjemnego, ale w najgorszych koszmarach nie przypuszczała, że żołnierze mogą otworzyć ogień do ludności cywilnej, a z tego co usłyszała, chyba to musiało się stać.
W powietrze wyleciały pierwsze wystrzały. Allegra splotła ręce i zacisnęła oczy.
- Żeby tylko nic mu się nie stało, żeby tylko... – powtarzała w myślach jak mantrę.
Wyszła z katedry, na placu nie było już żołnierzy, manifestanci w popłochu opuszczali to miejsce. Zauważyła, że parę osób jest rannych, ale nie mogła im pomóc. Jak długo jeszcze potrwa ta nieszczęsna okupacja?
Allegra spostrzegła, że ktoś wolno idzie w stronę opery. Osoba ta wyglądała na osłabioną i trzymała się za ramię,.
Podeszła w jego stronę, z sercem mocno bijącym w piersi. Modliła się w duchu, żeby ta rana nie była poważna.
- Mogę jakoś pomóc? – zapytała, stając naprzeciw niego.
- To ty? – zdziwił się. – Nie przypuszczałem nawet, że cię tu spotkam. Nic mi nie jest – dodał szybko.
- Ależ oczywiście, że jest – powiedziała Allegra, spoglądając prosto w jego ciemne oczy.
Zakręciło jej się w głowie.
Wdech i wydech, spokojnie.
- Jesteś ranny – ciągnęła dalej. – Nie mogę cię tak zostawić, pójdziesz ze mną.
- Nigdzie nie pójdę – próbował się bronić, bezskutecznie, bo dziewczyna chwyciła go za zdrową rękę i pociągnęła w stronę swojego domu.
~*~
Allegra posadziła swojego gościa na fotelu, dała mu herbaty i poszła do drugiego pokoju po eliksir.
Ani słowa o tym, że jest czarownicą, na razie nie może mu tego wyjawić.
Dowie się wszystkiego w swoim czasie.
Dziwiła się trochę, że Alessio udaje takiego twardego, przecież ten postrzał musiał boleć. Nie chciała myśleć, jak bardzo.
Podwinęła rękaw jego koszuli i przemyła mu ranę. Na szczęście nie była zbyt poważna. Kula nie utkwiła w ciele. Wolała sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby musiała ją wyciągać. Na taką ewentualność nie była przygotowana, od dzieciństwa mdlała na widok krwi.
A dzisiaj nic jej nie było, nawet nie kręciło jej się w głowie.
To też mogło świadczyć o jednym, ale nie była tego pewna.
Prawdę mówiąc, w ogóle nie wiedziała, jak zwrócić na siebie jego uwagę. Było to trudniejsze niż myślała.
Owszem, podziękował jej, było widać, że jest wdzięczny, ale nic ponad to.
Tak naprawdę wyglądało to trochę inaczej, bo Alessio też zaczynał do niej coś czuć.
I to coś więcej niż zwykłą wdzięczność czy sympatię, ale nie powiedział jej tego. Wolał nie mówić, nie wiadomo, jaka ona jest naprawdę...
Pomogła mu, racja, a to dobrze o niej świadczyło.
Ale Alessio na razie nie chciał angażować się w żadne związki, zwłaszcza w związki tak nietypowe, bo przecież nawet nie wiedział, kim są rodzice tej dziewczyny.
Spytał ją o to, ale sprytnie wykręciła się od odpowiedzi, pytając jego, czym się zajmuje.
Tajemniczość Allegry była intrygująca do tego stopnia, że Alessio postanowił poznać dziewczynę bliżej, choć parę miesięcy temu taka myśl nie przyszłaby mu do głowy.
Allegra przysunęła krzesło i usiadła obok Alessia. Dowiedziała się przed chwilą, że pracuje w banku, co trochę do niego nie pasowało, zwłaszcza ze względu na udział w tej manifestacji.
Wyciągnęła rękę i lekko dotknęła jego ramienia.
- Boli cię jeszcze? – zapytała. – Prawdę mówiąc wystraszyłam się, kiedy zaczęli strzelać, ale nic się nie stało. Dzięki Bogu.
- Już nic nie czuję – powiedział i przyjrzał się uważnie swemu ramieniu i zobaczył, że nie ma na nim nawet najmniejszego zadrapania. To było niemożliwe, żeby rana zagoiła się tak szybko. Siedział u niej w salonie zaledwie pół godziny.
Czyżby dziewczyna była cudotwórczynią?
- Jak to zrobiłaś? – spytał, wskazując na miejsce, w którym nie tak dawno znajdowało się zadraśnięcie.
- Czy to takie ważne? – odpowiedziała mu pytaniem, po czym uśmiechnęła się i ujęła jego twarz w swoje dłonie. Widział dokładnie jej roziskrzone zielone oczy. Cały czas się uśmiechała.
Wydawało się, że czas stanął w miejscu. Ta cisza, która nagle zaległa wśród nich, nie była wcale ciężka.
Alessio chwycił jej dłonie, odciągnął od swojej twarzy i przez chwilę przytrzymał w swoich.
Cisza nadal trwała i chyba coś zaiskrzyło, bo oboje poczuli ten przyjemny dreszczyk, rozchodzący się po całym ciele.
A to musiało oznaczać tylko jedno...
~*~
Nawet nie przypuszczał, że wszystko tak się potoczy. A raczej, że potoczy się tak szybko. Od tamtego dnia, w którym Allegra zaciągnęła go do swojego domu, żeby go opatrzyć, spotykali się prawie codziennie.
Alessio poczuł, że wstępuje w niego nowe życie, chyba nawet zapomniał o poprzedniej narzeczonej.
Przedstawił matce Allegrę; obie od razu znalazły wspólny język.
Czasem zastanawiał się, dlaczego Allegra jest taka tajemnicza. Zgodnie ze znaczeniem swojego imienia powinna być radosna.
I była.
Alessio miał jednak wrażenie, że dziewczyna ma jakiś sekret, ukryty, którego nie chce na razie wyjawić.
Modlił się, żeby nie było to nic strasznego.
~*~
Nie wiedziała, że jej uczucia mogą wybuchnąć tak jak Etna. Nie spodziewała się tego. Czuła się wspaniale w jego towarzystwie; on zarażał ją ideami rewolucyjnymi Mazziniego, ona mówiła, co zrobi, kiedy skończy się okupacja austriacka.
Zaprosiła go do letniego domku swoich rodziców nad jeziorem Como, przy okazji przedstawiła im Alessia, którego już w myślach nazywała swoim narzeczonym, chociaż nie było jeszcze oficjalnych zaręczyn.
Nadal nic nie mówiła o tym, że jest czarownicą, a rodzicom i bratu również kazała ukryć ich magiczne zdolności.
W domku nie używali różdżek, gotowali zwyczajnie, jak mugole, przez co Allegra omal nie spaliła garnków.
Nie wyjawiła mu jeszcze prawdy, ale jak mawiała – ‘na wszystko przyjdzie czas’.
~*~
Alessio rozbudził w Allegrze większe zainteresowanie polityką i tym, co się dzieje w kraju, a ona wniosła w jego życie radość i przekonała go do muzyki, a zwłaszcza do opery. Bo w tamtym czasie arię ‘Va pensiero’, mimo tego, że władze austriackie zdjęły operę z repertuaru La Scali, można było usłyszeć w całym Mediolanie, a nawet poza nim.
Pewnego słonecznego dnia, podczas pobytu w letnim domku, postanowili i popływać łódką po jeziorze.
Wiatr marszczył powierzchnię wody w drobne fale, ptaki śpiewały nad ich głowami i w tej scenerii pocałowali się po raz pierwszy. Allegra potem jeszcze długo to wspomniała, zwłaszcza, że chwilę po tym omal nie wpadła do wody. Alessio patrzył przerażony, jak wychyla się za burtę, żeby po chwili ze śmiechem powrócić do normalnej pozycji i usiąść w łodzi.
- Wykończysz mnie kiedyś – powiedział. – Nie rób tak więcej.
- Nie będę – odpowiedziała z uśmiechem i przysunęła się do niego. Była tak blisko, że poczuł zapach jej skóry; przesunął dłonią po materiale jej sukni na plecach.
Dziewczyna zamknęła oczy, prosząc niebiosa, żeby ta chwila się nie kończyła. Odsunęła się od niego dopiero po paru minutach.
Do powrotu do domu nie rozmawiali ze sobą, a w drewnianym domku rodzice Allegry podejrzliwie patrzyli na chłopaka.
Drażniło ich to, że muszą udawać mugoli i to, że córka jeszcze nie powiedziała mu prawdy o sobie.
Chociaż, może włoski mugol jest lepszy niż austriacki czarodziej?
~*~
Dostała od niego srebrny pierścionek z szafirem – nie lubiła złota, ale skąd Alessio mógł o tym wiedzieć? Przecież nigdy nic nie mówiła na ten temat.
Chyba czytał w jej myślach. Allegra nie znajdywała innego wyjaśnienia.
Dziewczyna przekręciła pierścionek na palcu – oczko wysyłało niebieskie błyski na ścianę. Patrzyła na nią przez chwilę, a potem wróciła do szykowania się na ślub, który miał się odbyć za dwa tygodnie.
Wiedziała, że pójście do opery tamtego dnia było czymś więcej niż tylko obejrzeniem pięknego spektaklu. Można powiedzieć, że było początkiem ich miłości.
I pomyśleć, że Alessio nie przepadał za operą. Jakie to szczęście, że wtedy jego matka kupiła bilet dla niego.
Delia Vidotti troszczyła się o syna, zwłaszcza, że Alessio po śmierci ojca jako najmłodszy z rodzeństwa został z matką. Reszta braci i sióstr dawno rozjechała się po całych Włoszech.
Delia pragnęła, żeby jej syn znalazł spokój i szczęście przy Allegrze. Dziewczynę polubiła od razu, przypominała dawną Delię. Była tak samo rozmowna i wesoła, a jednocześnie bardzo taktowna.
Oprócz zalet Allegra miała wady, ale jej największą przywarą, według Delii, była jej tajemniczość.
Bała się, że dziewczyna ukrywa coś strasznego.
A Allegra już wiedziała, kiedy Alessio dowie się, że ona jest czarownicą.
Miała nadzieję, że jakoś przeżyje ten fakt.
Musi.
I kropka.
~*~
Podczas ich ślubu padał deszcz, ale kiedy Allegra wypowiadała słowa przysięgi, na niebie pojawiła się tęcza. Potem brali to za dobrą monetę. Byli przekonani, że wszystko im się uda.
Młodzi i pełni zapału.
Allegra uśmiechała się, kiedy tańczyli razem walca. Cieszyła się z tego, że to jej szkolna koleżanka, którą w ostatniej chwili zaprosiła na ślub, złapała wiązankę.
Niech inni też mają coś z życia.
Ona kiedyś nie mogła znaleźć odpowiedniego kandydata na męża, wiec teraz, kiedy była już panią Vidotti, czuła się niezmiernie szczęśliwa. I rodzice chyba też go zaakceptowali. Nie mówili nic złego na temat Alessia w każdym razie.
Allegra miała nadzieję, że matka Alessia również pogodzi się z tym, że jej synowa jest czarownicą.
Przodkowie Delii mogli przecież zasiadać w Świętym Oficjum i przeprowadzać widowiskowe procesy i autos da fe. Ostatnio o Inkwizycji słyszało się jakby mniej. Natomiast sama Delia wyglądała na osobę spokojną, a nawet jeśli przerazi ją prawda o Allegrze (mugole nadal nie rozumieli czarodziejów), to dziewczyna wiedziała, że żadna krzywda jej się nie stanie.
Nareszcie jest panią Vidotti.
Tylko to się liczyło.
~*~
- W końcu sami – powiedział Alessio, kiedy ostatni goście odjechali. Allegra spojrzała na stół, na którym były resztki z uczty weselnej. Nie chciało jej się tego sprzątać, poza tym nie mogła jeszcze użyć czarów.
Wszystko w swoim czasie.
Podeszła do męża, nieco zdenerwowana, bo w końcu miała to być ich pierwsza wspólna noc.
Matka kiedyś jej mówiła, że noc poślubna jest najpiękniejszą nocą w życiu każdej kobiety i Allegra pragnęła, żeby tak było.
Westchnęła cichutko, kiedy rozpiął haftki od jej sukni i rozwiązał gorset. Jego pocałunki były spokojne, jakby melancholijne, a dłonie na nagich plecach żony delikatne, niczym muśnięcia skrzydeł motyla.
Wyczuwał pod palcami gładkość jej skóry, wdychał woń brzoskwiń i wsłuchiwał się w urywany oddech Allegry.
Prawie nie czuła bólu, cała była przepełniona niesamowitym szczęściem. I uczuciem spełnienia.
Tak, matka miała rację. To było piękne.
Leżała obok niego, nie mogła spać. Była zbyt podekscytowana, zbyt przepełniona tym cudownym uczuciem, aby zasnąć. Ale mąż spał; widziała jego twarz, oświetloną padającymi promieniami gwiazd. Pogładziła go po policzku, a potem pochyliła się i pocałowała.
Kładąc się na swoje miejsce, myślała o tym, co jutro mu powie...
~*~
- Jak się pani czuje, pani Vidotti? – spytał Alessio rano, kiedy oboje się obudzili. Słońce świecące za oknem obiecywało kolejny piękny dzień, ale ktoś kiedyś powiedział – ‘nie chwal dnia przed wieczorem’, więc Allegra wiedziała, że wiele rzeczy może się wydarzyć do zmroku.
Przeciągnęła się i uśmiechnęła do męża.
- Wspaniale – odpowiedziała. Taka była prawda: czuła się wspaniale. Na razie.
Wzięła głęboki oddech; zastanawiała się, jak ma mu to powiedzieć? A może nic nie mówić?
Nie, to byłoby nieuczciwe wobec niego. Teraz i tak nie może jej zostawić.
- Muszę ci coś powiedzieć – zaczęła wolno, a słowa ledwie przechodziły jej przez usta. – Nie jestem taka jak ty.
- Zdążyłem zauważyć. – Alessio złapał ją za rękę. – Ale nie przeszkadza mi to, towarzystwo osób wesołych jest lepsze od towarzystwa ponuraków. Naprawdę.
Uśmiech Allegry zgasł i siedziała milcząco z dłonią w jego dłoni, lekko drżąc z przerażenia.
Powie mu to, teraz.
- Nie jestem taka jak ty. Widzisz, nie powiedziałam ci tego wcześniej, bo czekałam na odpowiedni moment i on chyba nadszedł. Jestem czarownicą, ale nie bój się. Nie jestem groźna.
Mąż puścił jej dłoń i Allegra, z głośno bijącym sercem, czekała na rozwój wypadków. Spodziewała się najgorszego, jednak...
- Dobry Boże! – Alessio poczuł jednocześnie zdziwienie i ulgę. Zdziwienie dlatego, że Allegrze tak długo udawało się ukrywać przed nim ten fakt, a ulgę dlatego, że nie okazała się jakąś Austriaczką, wysłaną na przeszpiegi.
- Czemu mi wcześniej o tym nie powiedziałaś? Po co te tajemnice?
- Kobieta musi mieć swoje sekrety – odparła swobodnie. – Teraz mogę ci powiedzieć, że pochodzę ze starego magicznego rodu i że czarodzieje również mają dosyć tej okupacji.
- Wydawało mi się, że czarownice powinny latać na miotłach i mieszać wywary w żelaznych kotłach.
- Oraz być stare, brzydkie, z brodawkami na nosie – roześmiała się. – Latamy na miotłach i przyrządzamy eliksiry, to prawda. Nie każdy czarodziej to lubi, ale ja uwielbiam. Wtedy, kiedy postrzelił cię ten żołnierz, przemyłam ci ranę eliksirem. Po to, żeby nie było po niej śladu.
- A ja myślałem, że to jakiś cud. Dobrze, że mi to wyjaśniłaś. Nie wiem tylko, czy kiedykolwiek zdołam zrozumieć działanie tych mikstur, pod warunkiem, że mi je będziesz przedstawiać.
- Może kiedyś pokażę ci, jak przyrządzam jakiś eliksir – powiedziała tajemniczo. – Na razie nie. Poza tym nie próbuj tego zrozumieć, bo i po co? Ja też nie rozumiem tych kont bankowych. Kochajmy się i tyle. To jest ważne, a nie to, że jestem czarownicą.
Miała rację, fakt, że była czarownicą był ważny, ale nie najważniejszy.
Zastanawiał się tylko, jakie będą ich dzieci. Czy też odziedziczą magiczną moc po matce i jej zainteresowanie operą, czy też będą racjonalne jak on?
~*~
Ich pierwsza córka urodziła się podczas rewolucji 1848 roku, kiedy to ludzie ponownie uwierzyli w to, że państwa włoskie mogą się zjednoczyć.
Powstania wybuchały na całym półwyspie, nawet w Królestwie Lombardii, które należało do Austrii – tam prym wiodło dwóch Giuseppów – Mazziniego i Garibaldiego, ale ostatecznie przegrana wojsk włoskich przyczyniła się do tego, że z powrotem przywrócono władzę z Wiednia na tamtych terenach. W pozostałej części kraju, proces jednoczenia był wolny, ale nie ustawał.
Allegra bała się tylko tego, że może dojść do sytuacji znanej z osiemnastowiecznej Francji. Nie chciała rozlewu krwi, zwłaszcza teraz, kiedy urodziła się jej córeczka.
Pokłóciła się z Alessiem o jej imię, on upierał się przy Vittori, bo wierzył w zwycięstwo rewolucji, ale dla Allegry dziewczynka od początku wyglądała na Fabiolę, a nie na żadną Vittorię.
Rodzice doszli do porozumienia i córka na chrzcie otrzymała imiona Fabiola Vittoria, co satysfakcjonowało zarówno matkę jak i ojca.
Mieszkali na przedmieściach Mediolanu. Alessio miał dalej do pracy, ale nie narzekał. Centrum miasta było głośne, a on tak lubił ciszę. Praca w banku nie absorbowała go tak jak dawniej, ale nie zrezygnował z niej.
Allegra siedziała w domu i zajmowała się córeczką, nie miała nikogo do pomocy i pewnie dlatego pomiędzy nimi utworzyła się magiczna więź. Bardzo wcześnie zauważyła, że Fabiola ma zadatki na czarownicę, i że raczej nie będzie charłakiem.
Dzięki Merlinowi.
Kiedy dziewczynka zaczęła wypowiadać pierwsze zdania, matka podała jej różdżkę. Fabiola przez chwilę przypatrywała się kawałkowi drewna, a potem nim machnęła. W powietrze wyleciały bladozielone iskierki, a Allegra podeszła do niej i mocno ją przytuliła.
- Udało się kochanie! – zawołała zachwycona. – Jesteś taka jak ja. Taka sama.
Oby tatuś się ucieszył. Powiemy mu to, kiedy wróci z pracy.
Fabiola tego nie skomentowała, jej słownik był jeszcze zbyt ubogi. Uśmiechnęła się tylko do matki i wtuliła główkę w zagłębienie jej szyi.
- Nasza córka jest czarownicą – oznajmiła Allegra, kiedy Alessio wrócił z pracy i zjadł obiad. Siedziała obok niego na fotelu, a na jej kolanach spoczywała Fabiola, zmęczona i senna. Allegra wstała i położyła ją do łóżeczka.
- Ona też? – zdziwił się. – Zastanawiałem się kiedyś, czy nasze dzieci będą takie jak ja, czy takie jak ty? Jak to jej czarodziejstwo się objawiło?
- Nie było żadnych niebezpiecznych wybuchów ognia, ani początków kolejnych rewolucji. Mała po prostu wyczarowała deszcz iskierek z mojej różdżki. Fabiola na razie jest za młoda na to, by się uczyć zaklęć, ale w przyszłości pójdzie do szkoły, a tam już ją odpowiednio wyedukują. Tak jak mnie.
- A co z lataniem na miotle? – zapytał Alessio, pochylając się nad łóżkiem córeczki.
- Na razie jest za mała – odparła Allegra. – Będzie się uczyć, jak trochę podrośnie. Poza tym nie każdemu to latanie odpowiada, znam takich, którzy mają lęk wysokości i na miotłę nie wsiądą za nic w świecie.
- Ty oczywiście wsiadałaś. – Alessio odwrócił się w stronę żony.
- No pewnie – uśmiechnęła się. – I to jak miałam zaledwie pięć lat. Tyle tylko, że ja zawsze robiłam to, co było zabronione i wchodziłam tam, gdzie nie było mi wolno. Ale chyba wyszłam na ludzi, czyż nie?
- Nie tylko na ludzi, nawet na czarownice. – Złapał ją w talii, przyciągnął do siebie i pocałował.
- Nie tutaj – powiedziała, odsunąwszy się nieco od niego, a potem chwyciła go za rękę. Cicho zamknęła drzwi i skierowała męża do innego pokoju.
~*~
Fabiola ślizgała się po oblodzonych płytkach chodnika. Z ciemnego nieba zaczęły się sypać płatki śniegu; dawno w Mediolanie nie było takiej zimy. Może to jakiś znak z nieba?
Dziewczynka naciągnęła czapkę na uszy i wsunęła ręce w kieszenie płaszcza. Matka zabraniała chodzić jej samej po Mediolanie, ale Fabiola nie posłuchała. Musiała się udać do magicznej części miasta, żeby kupić prezent na siódme urodziny swojej młodszej siostry.
- Gdyby Flavia wiedziała, że wybrałam się do sklepu, pewnie mówiłaby, że sprzedawca mnie oszuka – powiedziała do siebie i wyjęła z kieszeni złotego galeona. Podrzuciła go do góry, złapała, a potem dla pewności wsunęła z powrotem w kieszeń. Nie może go zgubić.
Fabiola pomimo licznych uzdolnień magicznych i nawet muzycznych – matka zabierała ją do opery i dziewczynka bardzo szybko przyswajała większość arii, nie miała głowy do matematyki. Co innego Flavia, ta liczyła zanim nauczyła się mówić, z czego tata był bardzo dumny.
U Flavii zdolności magiczne objawiły się nieco później niż u jej starszej siostry, ale Allegra cieszyła się, że w ogóle się pokazały. Obie córeczki czarownicami, nie mogło być lepiej.
Alessio radował się razem z nią, zwłaszcza, że dziewczynki były czarujące i niekiedy bardzo psotne. Jednak jego oczkiem w głowie była Flavia, która od małego nie dawała się oszukiwać sprzedawcom i czasem tak długo wpatrywała się w nich swoimi ciemnymi oczami, że w końcu wydawali jej całą resztę. Znała się na pieniądzach magicznych i na mugolskich lirach, co znacznie jej ułatwiało życie. A raczej ułatwiałoby, gdyby mogła sama chodzić do sklepu, ale mama nie zgadzała się na to i Flavia zawsze musiała dreptać w czyimś towarzystwie, ale pieniążki na ladę kładła sama.
Fabiola, zbliżając się do miejsca, w którym według matki powinien się zaczynać magiczny Mediolan, czuła zdenerwowanie. Miała wyrzuty sumienia, że nie posłuchała rodziców i wyszła sama z domu. I to tak daleko. Mieszkanie na przedmieściach miało swoje wady i zalety. Do wad zaliczała przede wszystkim tak koszmarną odległość do centrum. Tata gdzieś pojechał dorożką, a Fabiola nie chciała mu mówić o tym, że wybiera się po prezent. Pewnie zabrałby ją ze sobą, ale nie mógłby przejść do magicznej części miasta. Fabiola postanowiła udać się do centrum piechotą.
Dziewczynka ostatecznie mogłaby polecieć na miotle, ale po pierwsze mama by się na to nie zgodziła, a po drugie miała Fabiola lęk wysokości i wolała pewnie stąpać po ziemi.
Przejście tych kilometrów w takim mrozie i po tak oblodzonej powierzchni nie należało do przyjemności, ale dziewczynka, pytając ludzi i kierując się zmysłem orientacji, w końcu dotarła do centrum miasta. A stąd do jego magicznej części było bardzo blisko. Skręciła w ulicę, na której powinien być sklep widoczny tylko dla czarodziejów. I był – na wystawie wisiały szaty z jedwabiu i paliły się świece. Dziewczynka pchnęła drzwi i weszła do środka.
Tam miły, siwy czarodziej poinstruował ją, jak ma przejść dalej. Zapytał czy ma różdżkę i chyba był trochę zdziwiony tym, że dziewczynka przyszła tu sama. Pierwszy raz widział małą czarownicę bez opieki dorosłych. Pocieszał się myślą, że jej rodzice są w pobliżu. Dopiero słowa Fabioli, która głośno oznajmiła, że przyszła tu sama, sprawiły, że dał jej spokój.
Dziewczynka z ulgą poszła dalej i stukając różdżką w mur, otworzyła przejście do czarodziejskiej części Mediolanu.
Ulica na pierwszy rzut oka nie różniła się od innych mediolańskich ulic, może było tu więcej ludzi ubranych w różnobarwne szaty, które wystawały spod kurtek i płaszczy. Fabiola postanowiła poszukać sklepu, w którym kupi prezent dla Flavii.
Przechodziła od wystawy do wystawy: większość z nich była udekorowana gałęziami choiny i kolorowymi bombkami, a na niektórych zauważyła nawet żywe elfy.
- Szkoda, że nie możemy mieć takich w domu – westchnęła i poszła dalej.
Postanowiła wejść do sklepu, w którym była spora kolejka i po długiej rozmowie z panią, która stała przed nią, zdecydowała się na podręcznik do numerologii dla początkujących i blaszane pudełeczko z wymalowanymi ptaszkami, w którym były kruche ciasteczka.
Zadowolona, trzymając paczkę za sznurek, wracała do domu.
Miała prezent dla Flavii i nie dała się oszukać. Tata powinien być z niej dumny. I młodsza siostra również.
~*~
W domu u Vidottich tradycją stało się huczne obchodzenie Bożego Narodzenia, zwłaszcza, że w Święta Flavia miała swoje urodziny.
Dziewczynka z wielką kokardą w czarnych włosach, ubrana w bladoróżową sukienkę zjechała z poręczy. Matka nie zabraniała jej tego; Flavia była mała i miała prawo do zabawy. Natomiast siostra twierdziła, że w tej sukience Flavia wygląda jak lalka z porcelany; Fabiola nigdy nie ubrałaby czegoś takiego. Allegra próbowała ją stroić, ale doszła do wniosku, że nie ma to sensu. Starsza córka zdecydowanie lepiej wyglądała w prostych sukienkach.
Fabiola, która parę dni wcześniej była w mieście po prezenty, teraz pomagała nakryć mamie do stołu. Rozstawiała talerze, nie mogła się ich doliczyć, ale wiedziała, że dziś będzie dużo gości na świątecznym obiedzie. Przyjeżdżali do nich dziadkowie z Mediolanu i siostra Alessia z Rzymu.
Niespodziewanym gościem, który przybył, kiedy Allegra zdążyła już zaparzyć kawę dla gości i herbatę dla córeczek, była Delia Vidotti, która po ślubie syna przeprowadziła się do Wenecji.
Fabiola wstała od stołu i poszła po krzesło dla babci, a Allegra w tym czasie pokroiła pannetone** .
Babcia najpierw podeszła do Flavii, uściskała ją i wręczyła prezent. Dziewczynka rozpakowała paczkę – no tak, kolejna lalka do kolekcji. I nowy kapelusz. Babcia była naprawdę kochana.
Flavię najbardziej ucieszył podarunek od Fabioli, ale Allegra nie kryła zdziwienia, widząc podręcznik do numerologii; pamiętała, że ten przedmiot miała dopiero w trzeciej klasie. Wydawało jej się, że Flavia jest za mała, żeby zrozumieć sens tej magii, ale dziewczynka była bardzo pojętna i wkrótce każdemu z domowników wyliczyła liczbę, która rządziła jego życiem. Kiedy była starsza, na podstawie dat, przepowiadała różne nieszczęścia – ‘dziś złamiesz sobie nogę na ulicy, nie wychodź z domu’, albo – ‘dziś ukochana cię zdradzi’, ale robiła to dla zabawy.
Podręcznik może budził zastrzeżenia matki, ale blaszane pudełeczko już nie. Allegra nie była zbyt zadowolona z tego, że dziewczynki zjadły ciasteczka w łóżku Fabioli. Okruszków nie dało się usunąć za pomocą czarów, więc Allegra musiała wytrzepać prześcieradło, ale nie pogniewała się na dziewczynki.
Prawdę mówiąc, nigdy nie gniewała się na swoje córki.
~*~
Flavia wysiadła z gondoli i odetchnęła z ulgą – nie lubiła tego kołysania na wodzie i zawsze dziwiła się, że Fabiola to uwielbia. Jej starsza siostra mogłaby dalej podziwiać Wenecję z perspektywy kanałów, gdyby nie to, że ich opiekunka, którą była starsza siostra taty (ta z Rzymu) nie oświadczyła, że muszą wracać do domu babci Delii, bo rodzice będą się denerwować. Zapłaciła gondolierowi i wysiadła. Dziewczynki, rade nie rade, uczyniły to samo i podreptały za nią.
Doszły do Placu Świętego Marka, na którym tłumnie zgromadziły się gołębie, i który tonął w promieniach zachodzącego słońca.
Fabiola zatrzymała się przed jednym z budynków, obok katedry.
- Zobacz, Flavia, pałac dożów, dawnych panów Wenecji – powiedziała, pokazując go siostrze.
- Nie pokazuj jej tego ręką – pouczyła ją ciocia.
- Oj ciociu. – Fabiola uśmiechnęła się tym zawadiackim uśmiechem swojej matki i przekrzywiła kapelusz. – Tylko jej pokazałam, niech się uczy. Historia to bardzo ważna rzecz.
- Nie przeczę – odparła kobieta chłodno; Flavię lubiła, ale do Fabioli jakoś nie miała przekonania, zwłaszcza, że w dziewczynce siedziała przemożna ochota do psot, która nie podobała się ciotce.
- Ciekawe, jak to by było być dożem? – zastanawiała się głośno Flavia. – Z tego, co widać po tym budynku musieli prowadzić wystawne życie, prawda, Fabia?
Fabiola dostała ataku niekontrolowanego śmiechu.
- Dożem! – krzyknęła. – A może nożem, Flavio Vidotti? Chciałabyś być nożem? – Otarła z oczu łzy, które zawsze się pojawiały, kiedy śmiała się zbyt gwałtownie. – Mówi się dożą, moja droga, zapamiętaj to sobie.
- Zapamiętam to sobie, moja droga – odparła wyniośle Flavia i odwróciła się na pięcie.
- Flavia! Stój! – Fabiola krzyczała, ale siostra już oddalała się w stronę jakiejś bocznej uliczki. Jeśli zgubi się w ich plątaninie, chyba nigdy nie wrócą do domu...
Fabiola postawiła parę kroków do tyłu, ciotka nic nie zauważyła, bo była zajęta kontemplowaniem rzeźb na fasadzie katedry. Kiedy dziewczynka poczuła, że może bezpiecznie się odwrócić, zrobiła to i pobiegła za Flavią.
Dogoniła ją w pierwszej wąskiej uliczce, złapała za rękę i spojrzała prosto w oczy.
- Flavia, nie gniewaj się – powiedziała. – Chciałam tylko, żebyś mówiła poprawnie, nie bądź na mnie zła. Oczywiście nie wyobrażam sobie ciebie jako noża, magia tak daleko jeszcze nie zaszła.
- Nie gniewam się, ale nie mów tak więcej. I obiecaj mi, że będziesz pisać do mnie listy ze szkoły.
- Oczywiście, że będę. – Fabiola pochyliła się i przytuliła siostrzyczkę.
Kochała Flavię, nawet jeśli ta wyrażała się niepoprawnie.
Dziewczynki wiedziały, że muszą wracać na plac, ale postanowiły przejść się tą uliczką do końca. Trafiły na sklep z truciznami, z których najbardziej przerażającą zawsze wydawała się im venin de crapaud’, czyli odwar z ropuch karmionych arszenikiem. Flavia wzdrygnęła się na samą myśl, że ktoś mógłby dodać to do obiadu, który by jadła, a Fabiola wpadła na pomysł, żeby kupić jakąś truciznę, ale sklep był zamknięty.
Dziewczynki, nieco rozczarowane, wróciły na plac, na którym czekała ciotka i ich rodzice. Pewnie się zdenerwowali i sami postanowili przyjść po córeczki.
W domu babci Delii siostry Vidotti umyły się, a potem siedziały z rodzicami i ciocią przy stole i długo rozmawiały.
Delia obserwowała scenkę zza uchylonych drzwi. Oderwała się na chwilę od szykowania kolacji dla swoich gości. Widziała, że jej syn jest szczęśliwy. Allegrę już dawno pokochała jak własną córkę, a Fabiola i Flavia były naprawdę urocze.
- Tak miało być – pomyślała Delia, odwróciła się od drzwi salonu i poszła do kuchni.
Postanowiła sprawdzić, czy ma jeszcze ulubiony dżem truskawkowy swoich wnuczek.
Koniec
* wł. – ‘Leć myśli na złotych skrzydłach’, początek arii Va pensiero
** – rodzaj ciasta drożdżowego, podawanego w Mediolanie na Boże Narodzenie |
|