Gryfońskie
Gwardia Godryka Gryffindora
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Gryfońskie Strona Główna
->
Fanfiction
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Regulamin i inne temu podobne
----------------
Organizacyjne conieco
Co dodać? Co wywalić?
Gryfonisko
----------------
Sami o nas
Inni o nas
Nasze sprawy
Potterowisko
----------------
Ludu - do kin!
Przeczytane...
Spoilerownia
Czytelnia
----------------
Ogłoszenia
Fanfiction
Prozatorsko
Lirycznie
Inne
Dyskusje
----------------
Na gorąco
Szkoła
Literatura
Muzyka
Film
Towarzysko
----------------
Zajazd Pod Cynowym Lwem
Gierki
Ratingi
Konkursy
Kącik Zgredka
Sabaty
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Iguanka.
Wysłany: Pią 16:38, 10 Mar 2006
Temat postu:
Ach, Mickiewicz! Mój ci on!
<rozpływa się, ale w porę się opamiętuje>
Był zgrzyt albo dwa. Gdzieś za długie zdanie, gdzies drobniusia literóweczka, jakieś dziwne fakty. Poza tym mam dobre wrażenia. Zwłaszcza wstęp mi się spodobał. To chyba moje zboczenie, że spodziewałam się już jakiejś romantycznej historyi, a tu proszę, brandy! W dodatku napisane w taki sposób, że od razu mi się "Whisky" przypomniało.
Jak na razie jest przyzwoicie, ale radzę ćwiczyć warsztat. Można by było więcej wykrzesać, co nie znaczy, że powyższe jest źle. Bo domyślam się, że to początek. Im więcej się będzie pisać, tym łatwiej to będzie przychodzić. Z doświadczenia ^^. Powodzenia życzę.
Scarlet_witch
Wysłany: Pią 16:02, 10 Mar 2006
Temat postu:
Cytat:
Nie prosił o litość, nawet po szesnastym Cruciatusie...
Może źle myślę ale...czy po szesnastym Cruciatusie mógłby cokolwiek powiedzieć?
Prawde mówiąc tylko to mi zgrzytło, reszta podobała. Szczególnie uczucia Rona, są bardzo kanoniczne. W ogóle ta cała przyjaźń Harrego i Rona wydaje mi się trochę chora, taki toksyczny związek. Tutaj jest to tak właśnie pokazane, Rona dużo kosztowała ta przyjaźń i kosztuje cały czas.
Bardzo zgrabna i uczuciowa miniatura według mnie
. I o jednej z moich ulubionych postaci.
Louis
Wysłany: Pią 15:42, 10 Mar 2006
Temat postu: Do samotności[Z]
A co tam, najwyzej mnie pozrecie i zostawicie kosteczki;)
Inspirowane "Do samotnosci Adama Mieckiewicza". jedno zdanie zainspirowane "kiedy mówisz Kocham" Nagini.
Betowały: Kopcik i Ata.
Samotności! Do ciebie biegnę jak do wody...
Popatrzył na swoją „najlepszą przyjaciółkę” z czułością. Stanowili idealną parę - ona nie pytała o jego przeszłość, on nie chciał o niej opowiadać. Wiedział, że coraz bardziej się od niej uzależniał, że z każdym dniem pogrąża się coraz bardziej, stacza na samo dno...
Nie wyobrażał sobie, by mógł rano obudzić się obudzić i nie zobaczyć jej leżącej na stole - swojej ukochanej, kojącej butelki brandy...
Z codziennych życia upałów...
Poza Neville’em nikt nie wie o tym małym domku w Kornwalii. I zapewne się nie dowie. Ronald Weasley zamierza spędzić swoje życie samotnie. Czasem zastanawiał się, jak to możliwe, że jeszcze niespełna półtora roku temu był beztroskim nastolatkiem, dla którego problemem było zaproszenie dziewczyny na randkę, czy mecz Qudditcha. Jak mógł prowadzić takie spokoje życie, nie myśląc co tym, że lada dzień może wybuchnąć druga wojna...
...Z jakąż rozkoszą wpadam w jasne, czyste chłody
twych niezgłębionych kryształów...
Wojna, nawet ta prowadzona przez czarodziejów, to głód, nędza, gwałty, paniczny strach - kto tym razem? Ukrywanie się za dnia, odpieranie ataków nocą, wiedza, że walczysz za dawno przegraną sprawę...
Najgorsze zaś w tym wszystkim było obserwowanie, jak kolejne osoby dookoła ciebie odchodzą, by już nie wrócić... Niemal codziennie widział zapłakane twarze osób, które bezpowrotnie kogoś straciły...
Neville’owi zamordowano babcię i wujka Algiego - a przecież tak naprawdę byli jego jedyną rodzina... Od tej pory robił wszystko, by się zemścić – brał udział w każdej bitwie, nie zważając na ewentualną śmierć... Zresztą było mu to obojętne, czy zginie....
Potem odszedł Ben Lovegood - ten dziwny człowiek okazał naprawdę olbrzymie męstwo w obliczu śmierci... Nie prosił o litość, nawet po szesnastym Cruciatusie...
On sam stracił Billa – jedyną osobę w rodzinie, która okazywała mu czasem zainteresowanie... Bo, nie oszukujmy się, nikt go nigdy należycie nie docenił. Zawsze był sam...
Nurzam się i wybijam, w myślach nad myślami
Igram z nimi jak z falami....
Aż w końcu ostygły, znużony złożę swoje zwoi
Choć na chwile- w sen głęboki
Nie mógł powiedzieć, że jego rodzina go nie kochała, jednak mimo wszystko był dla niej niemal niezauważalny... Nie był tak zdolny jak Bill czy Percy, wysportowany i świetny w Qudditchu jak Charlie, zabawny jak bliźniacy, czy popularny i uwielbiany przez płeć przeciwną jak Ginny*. Dla kolegów z Hogwartu był po prostu przyjacielem Tego Wielkiego Harry’ego Pottera i Tej Wybitnie Inteligentnej Hermiony Granger. Przed piątym rokiem myślał, że chociaż stary Dumbel zauważył, że posiada cechy, których nikt nie widział - lojalność, oddanie, wytrwałość w dążeniu do celu, dlatego mianował go prefektem. Mylił się jednak. Kiedyś w złości Potter wykrzyczał mu w twarz, że to on powinien być „gospodarzem domu”, jednak dyrektor nie chciał „dokładać mu obowiązków, bo i tak ma ich mnóstwo”. Choć udawał, że go to nie obchodzi, wziął sobie te słowa głęboko do serca i często wracały do niego podczas bezsennych nocy...
Tyś mój żywioł: ach, za cóż te jasnych wód szyby
Studzą mi serce, zmysły zaciemniają mrokiem...
Ta wojna pomogła mu w zrozumieniu tych rzeczy. Stracił na niej brata, jego ojciec został ciężko ranny, Fred stracił wzrok. On zaś z narażeniem życia brał udział w odbijaniu Hogwartu, bitwie o Ministerstwo; walczył ze starszymi od niego i lepiej wyszkolonymi w dziedzinie czarnej magii czarnoksiężnikami... A co mu z tego przyszło?
Nie, żeby zabiegał o poklask, jednak nie mógł znieść, że wszystkie jego zasługi zostały przypisane Potterowi. Dziś wie, że Snape zawsze miał rację - Harry był jedynie żądnym sławy, zadufanym w sobie egoistą... W końcu jego przyjaciel odebrał mu wszystko - rodzinę, przyjaciół, nawet zasługi Rona na polu Bitwy... W końcu ... Hermionę...
I za cóż muszę, na kształt ptaka-ryby
Wyrywać się w powietrze słońca szukać okiem???
Właśnie wtedy postanowił odejść. Mógł wybaczyć wiele, ale nie to. Nie zabranie miłości swego życia. Wiedział przecież, jak bardzo kocha Hermionę. Lecz pomimo tego odebrał mu ją, nie dając szansy na to, by ujawnił jej kiedykolwiek swoje uczucia...
Właśnie wtedy postanowił uciec...
Longbottom, również niezauważany przez znaczną część szkoły, no chyba, że zrobił z siebie pośmiewisko, zrozumiał go i pomógł mu - pozwolił zamieszkać w tej całkowicie odciętej od świata chałupce po stryju Algiem.
– Mi i tak się nie przyda, poza tym za dużo tu wspomnień - mawiał Neville.
Ron zastanawiał się czasem, czy ktoś go szuka, martwi się o niego... Było to dość wątpliwe, zważywszy, że dzięki magii można wszystko, poza tym gdyby NAPRAWDĘ chcieli go odnaleźć, to prędzej czy później musieliby trafić do tych drzwi. Co by wtedy zrobił? Sam nie wie i stara się o tym nie myśleć. Spędza całe dnie upijając się drogimi trunkami kupionymi za pieniądze Neville’a i tylko w tych rzadkich chwilach trzeźwości uświadamia sobie, jak bardzo jest sam...
I bez oddechu w górze, bez ciepła na dole
Równie jestem wygnańcem w Oboim żywiole...
*Inspirowane opowiadaniem Nagini „Kiedy mówisz Kocham”
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin