AtA
Sklątka
Dołączył: 17 Lut 2006
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Grzeszne Rozkosze
|
Wysłany: Sob 22:12, 18 Mar 2006 Temat postu: [T][Z] Anioł Stróż |
|
|
Jak wszędzie, to wszędzie... Slash, angst, deathfic. Czyli coś w sam raz na poprawę humoru .
Autorka: Yulara lordhellebore
Tytuł oryginału: Saving Angel
Link do oryginału: [link widoczny dla zalogowanych]
Przetłumaczyła: AtA
Sprawdziła: acromantula
Tytuł tłumaczenia: Anioł Stróż
Zgoda: niestety, mimo parokrotnego wysyłania mejli do autorki, nie odpowiedziała. w nocie odautorskiej do któregoś ficka wspominała, że nie ma czasu, więc moze po prostu nie odebrała... jeśli się sprzeciwi umieszczaniu ficka, poproszę o usunięcie (;.
Anioł Stróż
Nic już nie mówisz.
Na początku pytałeś, dlaczego. Żądałeś odpowiedzi, tak śmiały, tak gwałtowny, jak tylko ty mogłeś być. Po jakimś czasie zacząłeś o nie błagać, złamany, płaczący. Teraz milczysz. Mnie też nikt nigdy nie powiedział. Też przestałem pytać. Podświadomie wiedziałem, tak, jak ty.
Czasami niemalże zmuszałeś mnie do wierzenia, że nie miałeś pojęcia. Wyglądałeś tak spokojnie, tak potulnie.
- Nie wiem, co ci zrobiłem, proszę, powiedz mi. Powiedz mi, dlaczego!
Niejeden raz odczuwałem pokusę, by spełnić twoje życzenie. Ale, oczywiście, nie zrobiłem tego. To nie byłoby w porządku, to nie byłoby fair. W każdym razie chcę, żebyś zrozumiał. Nie mógłbyś, gdybym ci po prostu powiedział. A teraz?
Dla mnie to też jest bolesne, wiesz o tym. Widzieć, jak tam leżysz... To jak patrzenie w zwierciadło, ukazujące przeszłość – moją przeszłość. Tak dobrze pamiętam, jak to było... Zimno, głód, ból i strach...
To niezbędne, nawet, jeśli mi nie wierzysz. Potrzebujesz tego, mój miły. Potrzebujesz tej kary. Jakim byłbym kochankiem, gdyby ci jej nie dostarczył?
Kocham cię. Kolejny powód, dla którego to boli. Nie lubię patrzeć na to, jak cierpisz – cóż, to nie jest całkowita prawda. Jesteś teraz tak piękny, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Szczuplejszy, bledszy – spędzenie paru miesięcy w lochu, z dala od słońca, zrobiło swoje. Łapię się na podziwianiu kontrastu między twoimi włosami a skórą.
Ja zawsze byłem blady, gdy mnie uwolnili wyglądałem jak trup – anemiczny, brzydki. Ty nigdy nie będziesz brzydki. Cokolwiek ci zrobię, będziesz pięknieć. Kocham sposób, w jaki osocze spływa po twoim gładkim ciele, jak pieści twoją zimną skórę, tak ciepłe, tak czerwone. Smaruję nim twoje wargi i obserwuję, jak się oblizujesz. Przypominam sobie... przypominam sobie metaliczny smak mojej własnej krwi.
Cała ta krew, te rany, świeże i lekko zabliźnione – są znakami pokuty. Z kolejnym nowym cięciem twoja wina coraz bardziej się oddala. Nie cieszysz się z tego?
Ból oczyszcza.
Tak, jesteś piękny, mój miły. Mógłbym po prostu siedzieć tu godzinami i obserwować cię. Robię to. Mamy dla siebie cały czas tego świata, ty i ja.
Czasem łapię się na myśleniu, jak mogłoby być. Patrzę na ciebie, zmaltretowanego, trzęsącego się na lodowatej, kamiennej podłodze i zastanawiam się. Co by się stało, gdybyś po mnie przyszedł? Gdybyś spełnił swój obowiązek? Bo to był twój obowiązek, prawda?
Byłem pewien, że przyjdziesz. Czekałem na ciebie każdego dnia, modliłem się, byś przybył. Śmiali się ze mnie, gdy im o tym powiedziałem, ale nie obchodziło mnie to. Nie rozumieli, nie mogli zrozumieć.
Może ojciec rozumiał miłość, kiedyś, zanim On uczynił z niego niewolnika. Bo On na pewno nigdy jej nie pojmował.
Nic dziwnego, że się śmiali. Po jakimś czasie przestałem ich nawet nienawidzić.
Wiedziałem, że przyjdziesz i mnie uratujesz, uratujesz tak, jak wszystkich innych, cały czarodziejski świat. Byłeś naszym Wybawcą, wszyscy tak mówili, wszyscy cię za to kochali.
Ale nikt nie kochał cię tak, jak ja, jak nadal cię kocham. Widzisz, to była dla mnie kompletna niespodzianka. Zawsze myślałem, że cię nienawidzę. Ale w międzyczasie zrozumiałem, że to coś zupełnie innego. Nie nienawidziłem cię, tylko kochałem. Nie mam pojęcia, kiedy, dlaczego tak się stało.
Zdałem sobie sprawę, że ty wiedziałeś, chociaż nigdy ci nie powiedziałem, nie byłem w stanie. Nie mogłeś tego przeoczyć. Nie mogłeś. Byłeś świadomy, że cię kocham, dlatego przyjdziesz i mnie uratujesz – wiedziałem to. Nie mógłbym przetrwać bez tej wiedzy. Byłeś naszym Wybawcą. Moim Wybawcą. Odważny, szlachetny i czysty. Piękny jak anioł. Mój Anioł Stróż.
Nigdy się nie obawiałem, że przegrasz walkę przeciwko Niemu. Pokonałeś Go raz, zrobisz to znów. Nie mógł cię zabić. Jesteś Aniołem, a anioły są nieśmiertelne.
Zanim zdążyłem ugryźć się w język, zacząłem się z nich śmiać, twierdzić, że On nigdy nie wygra. Oczywiście nie zrozumieli. Nie mieli pojęcia, czym jesteś, nie uwierzyli mi. Mówili, że jestem szalony. Ale nie jestem – zabiłeś go, prawda? Nie mógł wygrać. Przez cały ten czas miałem rację.
Pamiętam twarz ojca, gdy przyszedł tamtego dnia do mojej celi. Z furii i przerażenia wychodził z siebie. Nie mogłem nic poradzić na to, że uśmiechnąłem się, gdy na mnie popatrzył, mimo że ledwo już żyłem. Był zdruzgotany. Teraz, nareszcie, przyjdziesz i uratujesz mnie.
Wiedziałem, że pewnego dnia drzwi zostaną otworzone nie przez mojego ojca, tylko przez ciebie. Podejdziesz i rozwiążesz moje więzy, uśmiechniesz się do mnie, może zapłaczesz – z powodu tego, co mi zrobili. Weźmiesz moje poranione ciało w swoje ramiona, otoczysz mnie śnieżnobiałymi, pierzastymi skrzydłami i powiesz, że wszystko już będzie dobrze – anioły takie jak ty mają skrzydła, prawda?
Myliłem się.
Myśl o tym, że właśnie ty, ze wszystkich ludzi, zdradziłeś mnie, wciąż boli. Ty, jedyna osoba, na której mogłem naprawdę polegać. Mój własny ojciec uwięził mnie i torturował, bo zrozumiał, że nigdy nie podążę za jego Panem; moja maska opadła. Skoro nawet rodzina mnie nie kochała, komu, poza tobą, mogłem zaufać?
I zaufałem ci, mój aniele, ale ty zapomniałeś o mnie, jak wszyscy inni. To był czysty przypadek, że mnie znaleziono, długo po twoim zwycięstwie. Wolność nie dała mi przyjemności. Nie przyszedłeś po mnie. Zawiodłeś. To było gorsze niż jakikolwiek ból zadany mi przez nich.
Dlatego muszę cię ukarać, mój ukochany, mój niewierny aniele. Dlatego leżysz tutaj, nagi i związany, dlatego od wielu miesięcy nie widziałeś słońca, dlatego twoje ręce i nogi są połamane, dlatego twoje ciało – wciąż tak piękne – jest naznaczone bliznami od bata, kija, noża. Czasem mogę widzieć twoje skrzydła, już nie białe i dumne, ale zniszczone, spalone, zakrwawione. Jesteś teraz upadłym aniołem, ale kocham cię tak samo mocno.
- Dlaczego, Draco? – zapytałeś mnie raz, płaczący, błagający. Użyłeś mojego imienia. Nigdy nie brzmiało ono piękniej, niż teraz, wymykając się z twoich drżących warg. Twoje czyste łzy toczyły się po policzkach, jak krople krwi na twej świeżo zranionej piersi. Byłeś tak piękny, tak bardzo cię kochałem.
Chciałem ci wtedy powiedzieć. Ale nie mogłem, oczywiście. Musisz zrozumieć, miły. Musisz wiedzieć, jak to było, gdy czekałem na ciebie na próżno, gdy czekałem na mojego anioła. I jak w końcu zacząłem tracić nadzieję. Dzień po dniu, noc po nocy, sam w ciemności, zimnie, przerażony, zraniony. Bez końca. To dalej się nie skończyło, nawet teraz.
Wciąż leżę, bez światła, każdej nocy, czuję zimno, zmarznięty, samotny. Nie ma cię przy mnie, nie. Jeszcze nie. Ale nie bój się, mój miły, to się wkrótce skończy. Wkrótce znów odzyskasz wolność. Wkrótce zapłacisz za wszystko. Nie chcę cię ranić bardziej, niż to konieczne, wierz mi.
Zapadł już wieczór, choć, oczywiście, nie możesz o tym wiedzieć, twoja cela nie ma okien. Jedyne światło, jakie widziałeś od miesięcy, pochodzi od świec, które przynoszę, przychodząc do ciebie i zabieram, odchodząc, zostawiając cię w ciemnościach na kolejną niekończącą się noc.
Zanim odchodzę, schylam się, by popatrzeć na twoją twarz. Policzki masz suche – wypłakałeś wszystkie łzy dawno temu – a w twoich oczach nie ma nadziei. Były takie żywe, błyszczące, gdy cieszyłeś się, złościłeś, bałeś, nienawidziłeś. Teraz są martwe i puste. Rozpoznaję ten wyraz twarzy. Sam wiele razy widziałem go w lustrze.
Jesteś złamany, uświadamiam sobie, roztrzaskany na tysiące kawałeczków, kruchy jak szkło. Bez nadziei na ratunek. W końcu zrozumiałeś. Patrzę na ciebie i uśmiecham się. Jutro wszystko się zmieni.
- Dobranoc, mój aniele – szepczę i całuję twoje czoło. Patrzysz się na mnie z niemym pytaniem w oczach. Nigdy nie okazałem uczuć, to zrujnowałoby wszystkie moje starania. Ale jutro wszystko ci wytłumaczę. Jeszcze tylko jedna noc, jeszcze tylko kilka godzin i wszystko znów będzie dobrze.
Wstaję i odchodzę. Ostatnią rzeczą, jaką widzę przed zamknięciem drzwi, jest twoje kościste ciało, wstrząsane dreszczami, słyszę twój nierówny, urywany oddech. Jeszcze tylko jedna noc, mój miły, tylko jedna noc. Nie boję się o ciebie, przez te wszystkie miesiące nigdy się nie bałem. Nie było powodu – jesteś aniołem. Ja mogłem zginąć z rąk mojego ojca albo Czarnego Pana, ale ty nie. Anioły są nieśmiertelne.
Tej nocy nie mogę zasnąć, wciąż myślę o jutrze. Musiałem cię ukarać, mój miły, pokazać, jak się czułem, pomóc ci odpokutować za twoje grzechy, za twoje zaniedbanie. Ale tym razem coś się zmieni: ja nie zapomnę cię tak, jak ty mnie. Przyjdę po ciebie. Jutro to ja będę twoim Aniołem Stróżem.
Noc przemija, godzina po godzinie, i w końcu zasypiam. Budzę się, gdy jest jeszcze wcześnie, ale nie mogę już dłużej czekać. Muszę cię zobaczyć, mój miły, mój aniele. Moje ręce trzęsą się, kiedy otwieram drzwi do twojej celi.
Gdy przychodzę, dalej śpisz, leżąc miękko na ziemi. Twoja pierś już nie unosi się w rytm drżących oddechów, dreszcze ustąpiły, rany nie krwawią. Wyglądasz tak spokojnie, jakbyś wiedział, że dziś to zakończę. Przecinam twoje więzy i dotykam twojego ramienia, chcąc cię obudzić. Nie reagujesz. Mówię do ciebie, ale nie otwierasz oczu. Musisz być w głębszym śnie, niż myślałem, ale rozumiem – potrzebujesz odpoczynku. Nawet anioły się męczą. Nawet anioły potrzebują uzdrowienia po takich torturach.
Siadam na podłodze, biorę twoje ciało w swoje ramiona, kołyszę je. Jesteś tak zimny. Tak zimny, jak ja czuję się w środku. Ale to już koniec, to koniec. Teraz możemy być razem, tak jak powinniśmy. Przytulę cię, pocieszę, będę się tobą opiekować, aż wyzdrowiejesz. Zobaczysz.
Kiedy się obudzisz, pokażę ci, jak bardzo cię kocham. Wiem, że będziesz wdzięczny – tak, jak byłbym ja, gdybyś po mnie przyszedł. Ale zostawmy to. Teraz liczy się tylko przyszłość. Nasza przyszłość.
Głaszczę twoje włosy i blade policzki, czekam, aż się obudzisz. Patrzę na twoją twarz, tak spokojną, tak piękną. Jak ja cię kocham!
Zaczekam. Mój aniele. Mój Harry.
Zaznamy tak wiele szczęścia.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
|
|