Silencer
Pirwszoroczny
Dołączył: 09 Gru 2005
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Fields of Silence & Darkness
|
Wysłany: Sob 21:48, 17 Gru 2005 Temat postu: In Onyx World |
|
|
Dobra, z góry uprzedzam, że jest crossover HP/mitologia/pomysły SM. Na początku jeszcze niczego nie ma - więc może nudzić - ale później powinno zrobić się ciekawiej...
PS. Będą także pewne kolidacja czasowe w takim stylu, że nie wiem czy w pierwszej połowie XX wieku używano eyelinerów...
BTW: oto chyna najlepsze przedstawienie [link widoczny dla zalogowanych]
Prouloge: In Dream World
Szczyty Nemesis lśniły białym ogniem ciemnego poranka. Kryształowe rzeki odpowiadały im zimnym, beznamiętnym blaskiem. A diamentowe… Nie, nie. Przecież nie ma szczytów ani rzek. Tutaj niczego nie ma.
Tak, zupełnie o tym zapomniała. Tutaj niczego nie ma! Tutaj jest tylko pałac z czarnego diamentu i ruiny dawnej cywilizacji. Ale nic więcej. Zawsze wyobrażała sobie, że wcale nie jest panią tego miejsca.
- Królowo? – cichy, nienatrętny szept tuż za jej plecami. – Królowo, czego tylko pragniesz.
Po chwili usłyszała własny, jeszcze cichszy szept. I to nie był zwyczajny szept.
- Wygnaj ją. Jest przeklęta i niechciana. Niech umrze, niech ginie powoli. – powiedziała zjadliwie. – Chcę słyszeć jej krzyki.
- Rozumiem. – powiedział pomniejszy demon, jej kamerdyner.
Królowa nie była osobą, która łatwo zapominała swoje krzywdy. Nawet jeśli ową krzywdą było nazwanie ją Morrigan – sama prosto w oczy.
- „Jestem królową.” – myślała, i myślała o tym bez przerwy. – „I nikt – NIKT – nie ma prawa zwracać się do mnie…”
- Królowo! – wrzasnął ktoś z dołu.
Spojrzała w dół. Jej straż – demony – trzymały mocno chudą, zaniedbaną kobietę. Poniżoną. Ale o to jej chodziło, prawda? Chodziło jej o to, aby Sphere czuła strach i wstyd, czyli to, co powinna czuć osoba potępiona.
- Dlaczego?! – wrzasnęła jeszcze raz, zanim straż odciągnęła ją do wyjścia z terenu pałacu.
Morrigan wciągnęła powietrze. Stała na balkonie, stała i przyglądała się wyczynom swojej straży. Czuła obecność demonich kardynałów tuż za nią. Obraza kogoś takiego jak Bogini Zniszczenia i Zemsty, była wielką sprawą. Była sprawą nie czekającą zwłoki.
- Dlaczego. – powiedziała sama do siebie.
Dlaczego? Tak miało być, pewnie dlatego. Nie… Morrigan nie wierzyła w przeznaczenie. Ale pewnie nie mogło być inaczej.
- Przeklinam ciebie, ciebie i cały twój ród. – powiedziała do oddalającej się, miotającej się postaci.
Nie mogła jej słyszeć. Może to i dobrze. Nie słyszała już zimnego, metalicznego głosu bogini. Nie słyszała już nic, poza syczeniem otaczających ją straży.
Kto mógł przewidzieć, że ziemska czarownica obrazi wielką boginię, Morrigan? Nikt nie mógł, więc nikt tego nie zrobił.
- Przeklinam. – powtórzyła Morrigan jeszcze raz.
A potem wszystko zaczęło się zamazywać. Ciemnieć, jaśnieć… To tylko zwida, tylko mara. Pałac z czarnego diamentu już dawno zaginął w otchłani czasu, już dawno umarła śmiertelna Sphere, nieszczęsna czarownica, która obraziła boginię. Wszystko dawno już przepadło…
- Dronning de Mørke! Bo ty jesteś Odeleggelse!
A potem wszystko się rozwiało, i…
Chapter 1: Cybele Frey
… Obudziła się.
Zimny pot oblał jej blade czoło, drgawki targały ciałem. Cybele odrzuciła kołdrę i podeszła szybko do lustra. Promienie wschodzącego słońca rozświetlały pokój, i Cybele zobaczyła… siebie. Popielate włosy, te „dziwne, diamentowe oczy”, srebrzysta cera. Tak, zawsze to widziała przeglądając się w lustrze.
Ale jednak coś było innego. Znowu widziała swój niepokój w oczach – było to niezwykłe, Cybele nie okazywała bowiem swoich uczuć – i widziała błyszczącą się skórę. Znowu widziała coś, czego nie powinna widzieć.
Ten sen zawsze do niej wracał. Wielka Bogini, Władczyni Zemsty i Zniszczenia, Królowa Morrigan, przeklina ową biedną kobietę… Morrigan walczy na wielkim, ciemnym polu, jest sama – nie ma wojska, nie ma straży – i walczy. I wszyscy uciekają. Morrigan siedzi w swojej sali tronowej, wydaje rozkazy.
Nie! Nie, przecież zdecydowała, że o tym zapomni. Morrigan odeszła.
W lustrze przecież widziała twarz Cybele Frey, a nie Królowej Demonów – Morrigan. Fakt faktem ich włosy były wręcz niezwykle podobne, ale Cybele widziała w lustrze zwyczajną dziewczynę. Nie, nie widziała owej dziwnej i boskiej postaci skrytej za całunami.
- Cybele? Już nie śpisz? – ktoś zapukał do drzwi.
Uśmiechnęła się i naciągnęła gruby szlafrok na swoją koszulę.
- Nie, już nie, Carino. Nie mogłam spać. – roześmiała się sztucznie, gdy inna dziewczyna weszła do jej pokoju.
- Tak, też tak pomyślałam. – stwierdziła Carina. – Joanne też już nie śpi.
Cybele rzuciła się na nocny stolik i porwała swoją różową pomadkę. Stanęła przed lustrem, poprawiła ciemno niebieski szlafrok i zaczęła się malować. Malowała się zawsze, nawet gdy jej popielate loki były w nieładzie, nawet z samego rana, w nocnej koszuli i szlafroku. Dziwactwo Cybele.
- Oświeć mnie. – powiedziała nagle Carina, opierając się o framugę drzwi. – Po kiego licha ty się malujesz? Przecież bez tej cholernej pomadki też wyglądasz wspaniale.
- Wiem, Carina. Przecież bez przerwy to powtarzasz.
- Ale nie rozwiązujesz sprawy!
- To też wiem. – rzuciła jej promienny uśmiech. – Nie martw się, tak po prostu już ze mną jest.
Carina skrzywiła się tak, jakby nie była pewna, czy może się nie martwić. W jej naturze leżało martwienie się o wszystko i wszystkich.
- Ale chyba możesz już skończyć, prawda?
Cybele zaczęła grzebać w kosmetyczce. Wyjęła czarny eyeliner i całkowicie zignorowała uwagę Cariny. Mimo iż jej oczy były nieruchome, przyglądała się w rzeczywistości Carinie. Ta ostatnia nadal stała w drzwiach, ale teraz gniewnie podpierała się pod boki i patrzyła wszędzie, tylko nie na Cybele.
- Och, przestań się dąsać. Fakt, że ty nie możesz się malować, bo wyglądasz jak potwór z tej kiczowatej imprezy Halloween, nie oznacza, że nikt inny nie może. – powiedziała spokojnie Cybele.
- To rozumiem. Ale tego, co ty robisz, już nie.
- Ale mamy temat do inteligentnej rozmowy, prawda?
- Tak, i ależ mamy inteligentne argumenty, prawda?
- A prawda.
Zamilkły. Carina w końcu spojrzała na Cybele, i podeszła do niej gniewnie.
- Dalej, wiem że teraz robisz mi na złość. Idziemy. – po czym chwyciła dziewczynę mocno w pasie, i pociągnęła za sobą do kuchni.
- Nie… - jęknęła cichutko Cybele. – Muszę skończyć…
- Musisz iść na odwyk. – stwierdziła jadowicie Carina, prawie niosąc przyjaciółkę przez długi, ciemny korytarz.
- CYBELE! CARINA! – krzyknął ktoś z dołu. – Nie mamy czasu!
- I kto to mówi. – sarknęła Cybele. – Wielki elemental…
Carina tylko potrząsnęła nią ostrzegawczo, i cicho zeszła na dół. Dolny hol był równie ciemny i bogaty jak korytarz, i prawie tak samo niegustowny. Miał tapety w pastelowych barwach, wielkie mahoniowe meble, a centrowe miejsce zajmowało lustro w złoconej ramie.
Cały dom był pełen luster w pięknych, barokowych ramach. Cały dom był udekorowany według gustu Joanne Blackhill, ekstrawaganckiej kobiety w średnim wieku. Kobiety, która opiekowała się trójką ‘dzieci’, chociaż nikt nie był pewny dlaczego.
- Dzień dobry, Joanne. Cześć, Arianrod. – rzuciła Carina. – Ja i Cybele – ale głównie ja – postanowiłyśmy w końcu do was dołączyć.
- Protestowałaś, Cybele? – zachichotała Arianrod.
Cybele wreszcie pozbyła się Cariny, i sięgnęła po przygotowany już sok pomarańczowy. Kuchnia – będąca połączona z jadalnią – była nieco mniej strojna. Jak to kuchnia – była jasna i przytulna, mimo iż powiewy rannego powietrza ciągnęły od uchylonego okna.
Joanne odwróciła się od dużego stołu, który przygotowywała do śniadania. Była wysoką, dumną kobietą o ciężkich kruczych włosach i bladozielonych oczach. Było w niej coś nieuchwytnego, coś co sprawiało, iż nie można było określić jej właściwego wieku. W każdym jej kroku i geście – mimo że miała teraz na sobie zwykłe spodnie i bluzkę oraz zielony fartuch – czuć było grację i wyniosłość.
Arianrod siedziała już przy stole i czytała swoje nieodłączne książki. Znad jej kartek wystawały jedynie duże oczy ukryte za grubymi okularami oraz burza ciemno brązowych włosów.
Post został pochwalony 0 razy
|
|